Kiedyś to były zimy — i były też sprawdzone patenty na to, żeby auto rano w ogóle chciało odpalić. W „Motorze” nr 46 z 1985 r. redakcja podpowiadała, jak zrobić nosidło do akumulatora oraz „ubranko”, które ogranicza jego wychładzanie podczas postoju.
Wraz z nadejściem pierwszych chłodów zaczynają się tradycyjnie problemy z uruchamianiem silnika. Znają je chyba wszyscy. Po włączeniu rozrusznika jego wirnik obraca się powoli, z wyraźnym wysiłkiem, by po krótszej lub dłuższej chwili zatrzymać się.
Sytuację taką powodują dwa zjawiska. Po pierwsze wraz z obniżaniem się temperatury rośnie gęstość oleju. Gdy słupek rtęci spadnie poniżej zera, stężały olej nieomal skleja tłoki z cylindrami. Zresztą samo obracanie wału korbowego w gęstej mazi wymaga sporej siły. Dlatego właśnie w przedzimowych poradach zaleca się używanie na chłodniejsze pory roku oleju o mniejszej gęstości, np. Selektolu Specjal 10W/30 zamiast Selektolu Specjal 20W/40.
Drugim, bodaj ważniejszym powodem problemów z uruchamianiem silnika w chłodne dni, jest akumulator. Wraz ze spadkiem temperatury zmniejsza się też jego pojemność oraz maksymalny prąd, jakim może zasilać rozrusznik.
Nie dość więc, iż maleje zasób energii, jakim dysponujemy, to nie może ona być przekazana do rozrusznika tak gwałtownie jak by to było potrzebne. I na to wszakże jest sposób, choć niestety bardzo uciążliwy w zastosowaniu. Trzeba po prostu na czas dłuższych postojów zabierać akumulator do ciepłego pomieszczenia.
Pomocne do tego będzie nosidło wykonane ze stylonowej taśmy (fot.1) lub zrobione w postaci metalowej obejmy z uchem, opasującej akumulator. Przyda się ono zwłaszcza właścicielom PF 126p, jako iż w tych pojazdach wymontowywanie baterii jest dosyć kłopotliwe.

Po zainstalowaniu akumulatora, który przez kilka godzin znajdował się w ciepłym miejscu, o ile tylko jest on w miarę sprawny, nie będzie problemów z uruchomieniem „zamarzniętego” silnika. Nie powinno być także później, gdy po nagrzaniu się jednostki napędowej, przerwy w jeździe będą krótkie: bezwładność cieplna silnika a zwłaszcza akumulatora jest na tyle duża, iż przez ten czas ich temperatura nie spadnie do temperatury otoczenia.
Kłopoty mogą się zacząć, gdy postój potrwa kilka godzin. Olej znów stężeje a akumulator… No właśnie, czy akumulator musi tak gwałtownie tracić ciepło? Proces ten można przecież w prosty a skuteczny sposób ograniczyć, ocieplając baterię (fot. 2).

Materiał do sporządzenia ocieplacza jest w zasadzie dowolny. Musi wszakże spełniać dwa warunki: być odporny na działanie kwasu oraz dobrze izolować ciepło. Może nim być na przykład mata z anilany o grubości 1 cm, przypominająca swoją strukturą watolinę stosowaną do ocieplania ubrań. Znalezienie takiej tkaniny nie jest sprawą łatwą.
Za to uszycie ocieplenia nie powinno już nikomu sprawić problemu. Trzeba tylko, zależnie od rozmiarów posiadanego akumulatora, wyciąć kształt przedstawiony na fot. 3, a następnie tak przygotowaną tkaniną okryć akumulator i zszyć ją na rogach. Biorąc nożyczki do ręki pamiętajmy tylko, by zostawić pewien naddatek w miejscach, w których będziemy szyli.

Choć ocieplacz stanowi utrudnienie na drodze uciekającego ciepła, to po dłuższym postoju akumulator nabierze temperatury otoczenia. Nie ma wówczas rady i trzeba zabrać go w cieplejsze miejsce, by mógł „odżyć”. Tym razem jednak proces nagrzewania będzie trwał dłużej, gdyż warstwa tkaniny hamuje przepływ ciepła tak w jednym jak i w drugim kierunku.
Jest to jedno z możliwych i sprawdzonych rozwiązań zabezpieczenia akumulatora. Sądzimy jednak, iż każdy kierowca ma swój sposób „ocieplania”, dlatego zapraszamy do wymiany doświadczeń. Najciekawsze pomysły będziemy popularyzować na łamach Motoru. Tekst: K.R., fot. K. Kucharz
Jak ograniczyć w okresie zimy przechłodzenie silnika FSO 125p?
Rubryka pod tytułem „Skorzystaj z pomysłu, nadeślij własny” od pewnego już czasu, mimo dużego uznania i zainteresowania Czytelników, nie występowała na naszych łamach. W jednym ze skierowanych do redakcji listów oburzony autor pisał m.in. „…Jakim prawem, dlaczego wbrew powszechnej opinii i życzeniom odbiorców pisma, dlaczego bez zgody czytelników, redakcja przestała zamieszczać tę pożyteczną pozycję?...”
Odpowiedź jest zaskakująco prosta: po prostu ilość chętnych do „skorzystania z pomysłu” w stosunku do ilości chętnych do „nadesłania własnego” miała się w proporcjach jak 100:0. Nie mogliśmy więc popularyzować pomysłów nadsyłanych przez czytelników, bo ich po prostu nie było. Chcielibyśmy jednak powrócić do tej inicjatywy i zaproponować, choćby tytułem kolejnej próby, temat:
JAK OGRANICZYĆ W OKRESIE ZIMY PRZECHŁODZENIE SILNIKA FSO 125p?
Z pytaniem tym, prosząc o radę, zwróciło się kilku Czytelników argumentując, iż na rynek wewnętrzny trafia w tej chwili pewna część samochodów FSO 125p wyposażonych w silnik Poloneza. Ich użytkownicy narzekają, już jesienią, na niedogrzanie silnika, zwłaszcza w trakcie krótkich przejazdów po mieście. Chłodnica tej jednostki napędowej umieszczona jest tak blisko przedniej ściany komory silnikowej, iż nie można między nie włożyć żadnej przesłony. Z kolei wycięte w przednim płacie nadwozia otwory powodują tak znaczny dopływ zimnego powietrza do chłodnicy, iż choćby po przejechaniu kilku kilometrów, wskaźnik wykazuje temperaturę ok. 50-60°C. Z drugiej strony, zamknięta od dołu przestrzeń uniemożliwia wsunięcie i przymocowanie jakiejś płyty lub folii. Włożenie zmiętego papieru lub szmat nie jest rozwiązaniem godnym polecenia, ponieważ po namoknięciu przyspieszają korozję. Przechłodzony silnik natomiast zużywa jak wiadomo znacznie więcej paliwa.
Nie mamy w tej sprawie własnego sprawdzonego rozwiązania. Może więc, zgodnie z hasłem „skorzystaj z pomysłu, nadeślij własny” Czytelnicy, którzy w swoim pojeździe rozwiązali ten problem, udostępnią swoją „myśl techniczną” innym? Czekamy na projekty.
Motor 46/1985


3 godzin temu














