Nie można powiedzieć, iż brakuje tu unikalnego charakteru. To, co w 1961 roku było symbolem oryginalnego Renault 4, ma być jeszcze bardziej aktualne w 2025 roku. O nowej "czwórce" niedawno mogliście już przeczytać w naTemat. Mój redakcyjny kolega wziął udział w pierwszych jazdach we Wrocławiu i gwałtownie zweryfikował, co najbardziej przyciąga wzrok w tym samochodzie.
Renault 4 E-Tech electric
To zupełnie nowy, elektryczny rozdział. Tak samo, jak dla Renault 5, o którym też już napisałem w naTemat. Ale jest pewien wspólny mianownik. Design, detale, wszelkiego rodzaju "smaczki". Wyobrażam sobie, iż ludzie odpowiedzialni za te projekty zebrali się przy jednym stole i przyjęli prostą zasadę: niech się dzieje!
Renault 4 E-Tech electric ma podświetlany obrys osłony chłodnicy, podobnie jak logo marki. Ciekawie wyglądają też specjalnie zaprojektowane światła LED-owe. Nie brakuje elementów projektowanych w duchu tej legendarnej odsłony. To na przykład okno słupka C, mające ten sam charakterystyczny kształt, co jego poprzednik.
Auto wygląda na bardzo kompaktowe. Ma niecałe 4,2 m długości. Szerokość z lusterkami to lekko ponad 2 metry. Sporo pytań miałem o kolor naszej testówki. To zielony Hauts-de-France z czarnym dachem, ale wolałem mówić, iż to po prostu... miętowy. Możliwości personalizacji auta są bardzo szerokie.
Jeśli chodzi o wnętrze, to było chyba moje największe zaskoczenie. W typowo miejskim aucie spodziewałbym się również... miejskich możliwości. Nowa "czwórka" to jednak bardzo przestronny samochód. Bagażnik ma 420 litrów i kształt zbliżony do sześcianu, maksymalnie obniżony próg załadunku, schowki, składaną tylną kanapę i fotel pasażera składany do funkcji stolika. To pierwsze takie rozwiązanie w elektrycznym modelu Renault.
W środku miałem skojarzenia przede wszystkim z nowym Fiatem Panda, w którym stylistyka jest kompletnie zwariowana. W Renault wygląda to nieco bardziej klasycznie. System multimedialny pozna każdy, kto jeździł jakimś nowym modelem z francuskiej stajni.
Ja ostatnio miałem z nim kontakt w hybrydowym Renault Austral i spisywał się przyzwoicie, poza kilkoma wpadkami z zerwanym połączeniem ze telefonem. Podobnie było w "czwórce". Apple CarPlay działa jednak bezprzewodowo, co jest dużym ułatwieniem.
Niezłą opcją są wbudowane usługi Google i powiem szczerze, iż gwałtownie przyzwyczaiłem się, by korzystać z popularnych map choćby bez łączenia telefonu. Wirtualny kokpit to minimalizm z szatą graficzną, która nie męczy oczu. I o to chodzi.
Nie brakuje też unikalnych detali. Po stronie kierowcy mamy podświetlany napis z nazwą modelu, a także metkę z francuską flagą. To drobnostki, które dodają sporo kolorytu i bardzo pasują do charakteru auta. Akcentem premium może być nagłośnienie Harman Kardon.
Miejsca w dwóch rzędach jest naprawdę wystarczająco. Wysokie osoby nie będą szorować głową o podsufitkę i wygodnie ułożą nogi. To serio było dla mnie zadziwiające, bo Renault 4 w sumie nie musiało być aż tak przestronne. Na zdjęciu poniżej można odnieść wrażenie, iż było mi ciasno, ale przedni fotel wcześniej mocno odsunąłem do tyłu.
Renault 4 E-Tech electric powstało na platformie AmpR Small – jedynej tego typu w całej Europie. To ta sama konstrukcja, na której zbudowano elektryczną "piątkę". Dzięki temu auto jest niesamowicie zwrotne, a nisko położony środek ciężkości i wielowahaczowa tylna oś wpływają na lepszą dynamikę.
W testowanej przez nas wersji mieliśmy akumulator o pojemności 52 kWh. To ta bardziej wydajna opcja, która w teorii ma zapewnić do 409 km zasięgu. W ofercie pozostało auto z akumulatorem 40 kWh, ale to już typowo miejskie możliwości – do 309 km zasięgu "na papierze".
A w praktyce? Poniżej widzicie moje zużycie z miejskiej jazdy. 14,7 kWh udało mi się wykręcić bez większego trudu, ale też przesadnego "piłowania".
I kolejne zdjęcie z pomiarem zużycia po krótkim odcinku drogą ekspresową. To Renault może być oszczędne, a jeżeli przeliczyłbym realny zasięg według swoich danych z jazdy, wyszłoby mi jakieś 370-400 km. Każde elektryczne Renault 4 wyposażono w ładowarkę AC o mocy 11 kW do codziennego użytku oraz ładowarkę DC o mocy 80 lub 100 kW na dłuższe trasy.
Kompletną nowością jest tu funkcja "One Pedal", która pozwala na zwiększanie prędkości i jej wytracanie przy użyciu wyłącznie pedału przyspieszenia. Da się to włączyć lub wyłączyć przy pomocy łopatek za kierownicą.
Producent chwali się, iż auto świetnie radzi sobie na błotnistych i wyboistych drogach, dzięki zwiększonemu prześwitowi oraz systemowi kontroli przyczepności Extended Grip. O ile na nierówną drogę jeszcze bym wyjechał, to "czwórką" w błocie raczej nie chciałbym się znaleźć. To samochód, w którym wolałbym zostać na asfalcie, mimo iż prawdopodobnie z delikatną próbą błotną pewnie by sobie poradził.
Największą frajdę miałem z miejskiej jazdy, gdzie mogłem skorzystać z dynamiki Renault. Moc 150 KM, do tego 245 Nm maksymalnego momentu obrotowego robią swoje, szczególnie w tym najbardziej energicznym trybie jazdy. 100 km/h da się nim wycisnąć w nieco ponad 8 sekund. Właśnie do tej granicy ten elektryk prowadzi się najprzyjemniej i – co oczywiste – najbardziej ekonomicznie.
Renault 4 E-Tech electric można kupić w trzech wersjach wyposażenia: Evolution, Techno oraz najbardziej efektownej – Iconic. Ceny startują od 142 900 zł za tę najskromniejszą odmianę, chociaż to i tak niezła propozycja, bo absolutnie nie dostajemy "gołego" auta. Nasz egzemplarz był z półki Iconic i teoretycznie ta opcja kosztuje 160 900 zł. Mieliśmy w niej jednak tyle dodatków, iż ostatecznie wyceniono ją na ponad 170 tys. zł.
Czy da się taniej? Tak, ale będzie to niewygodny kompromis. Za 129 900 zł można kupić "czwórkę" z tym mniejszym akumulatorem. jeżeli kogoś interesuje tylko miejska jazda, ewentualnie z krótkimi odcinkami podmiejskimi w bonusie, to może być dobry wybór.
Ale prywatnie moja decyzja byłaby prosta – konfiguracja o mocy 150 KM i niekoniecznie dopakowana wyposażeniem "pod korek". Gdybym szukał takiego auta, Renault 4 przekonałoby mnie prowadzeniem, niskim zużyciem i pewnie stylem.
Chociaż przyznam się, iż w moim sercu jest nowe Renault 5, które dostarczyło mi nieco więcej radości. Inne opcje? Może Jeep Avenger, którego sprawdziłem choćby w długiej trasie. Można powiedzieć, iż to elektryczny konkurent "czwórki", ale francuska opcja zdecydowanie łatwiej wpada w oko.