
Niektórzy kręcą nosami ze względu na przynależność niemieckiej marki do wielkiego koncernu Stellantis. Czy słusznie? Niekoniecznie. Możliwość korzystania ze wspólnej technologii i ograniczenie kosztów pozwala na przetrwanie w trudnych czasach. Ten zachodni producent nie zamierza jednak rezygnować z nieco bardziej wizerunkowych projektów. Najmocniejszy Opel w gamie jest tego przykładem. Czy osiągnie sukces? Możliwe, ale jego miara powinna być odpowiednio dostosowana.
Najmocniejszy Opel w gamie – coś więcej, niż same konie
To, iż któreś auto ma spore stado „pod maską”, jeszcze nie oznacza, iż zasługuje na miano sportowego. Wydaje się, iż w tym przypadku właśnie tak jest. Najmocniejszy Opel w gamie oferuje bardzo dobrą dynamikę, ale pozostaje praktycznym samochodem mogącym pełnić rolę tego rodzinnego.
Co o nim wiemy? Tak naprawdę niemal wszystko. Zacznijmy jednak od tego, iż w odróżnieniu od dotychczasowych, topowych odmian silnikowych, nie dysponuje unikatowym emblematem – ani OPC, ani GSE.

Szkoda, ponieważ to zawsze podkreślenie statusu w ofercie, co może podnieść wizerunek konfiguracji. Producent z tego zrezygnował, choć nie oznacza, iż nie postawił na pewne wyróżniki. Chodzi jednak o technologię, a nie stylistykę.
O jaki model chodzi? To najnowszy Grandland, czyli kompaktowy SUV będący bliskim krewnym Peugeota 5008 czy Citroena C5 Aircross. Jego najnowsze wydanie dopiero zaczyna pojawiać się na europejskich drogach.
Jest jeden haczyk
I trzeba to od razu ujawnić. Najmocniejszy Opel w gamie, przynajmniej na ten moment, dysponuje napędem wyłącznie elektrycznym. Puryści z pewnością będą narzekali, ale coraz większa liczba klientów przekonuje się do tego rozwiązania.
Polska może tu nie jest najlepszym przykładem, ale pamiętajmy, iż wymuszenia prawne wprowadzane przez polityków zaczynają powoli przyzwyczajać społeczeństwo do zmiany – czy tego chcemy, czy też nie.
Przejdźmy jednak do konkretów, czyli liczb. Grandland we flagowym wydaniu oferuje układ oparty na dwóch jednostkach elektrycznych, które systemowo wytwarzają 325 koni mechanicznych oraz 509 niutonometrów. To dokładnie taki sam potencjał, jak w najdroższej wersji Peugeota E-3008.

Na przedniej osi znajduje się konstrukcja generująca 213 koni mechanicznych. Z kolei ta druga, umieszczona nad tylnymi kołami oddaje do dyspozycji 112 koni mechanicznych. Potencjał jest więc zsumowany.
Najważniejsze, iż duże stado jest przenoszone na obie osie. Dzięki temu łatwiej je wykorzystać, co potwierdzają osiągi. Producent ujawnił, iż topowy Grandland przyspiesza do 100 km/h w 6,1 sekundy. To całkiem nieźle, jak na rodzinnego SUV-a.
Istotną rolę ma pełnić akumulator, którego pojemność to 73 kWh. Tyle ma wystarczyć, by pokonywać 500 kilometrów w cyklu mieszanym – zgodnie z normami WLTP. Słabsza wersja oferuje także większą baterię (83 kWh). Coś za coś.
Najmocniejszy Opel w gamie ma inny charakter
Nie można mówić o całkowitej rewolucji, ale to bez wątpienia wyraźnie zmieniony SUV niemieckiej marki. Chodzi nie tylko o większą liczbę koni, ale też inaczej dostrojony układ kierowniczy, który ma dawać więcej pewności.
Co więcej, inżynierowie zastosowali nową technologię tłumienia i zmienili konfigurację zawieszenia (w tym sprężyn i stabilizatorów). Najmocniejszy Opel w gamie dysponuje też inaczej zaprogramowanym systemem ESC.
Ponadto, jest to najbardziej aerodynamiczna wersja z całej gamy. Jej współczynnik oporu powietrza wynosi dokładnie 0,278. Jak te drobne modyfikacje przełożą się na wrażenia z jazdy? Tego jeszcze nie wiadomo.
Pod znakiem zapytania stoi także cena samochodu. Na pewno będzie drożej w porównaniu do wersji z aktualnej oferty. Europejskie cenniki powinny pojawiać się w okolicach najbliższej jesieni. Trzeba zatem uzbroić się w cierpliwość.