Volvo przyzwyczaiło nas do pewnej wygody, lekkiego prestiżu i jakości. W XC40 nie ma za tym problemu. To w tej chwili auto typowe dla bogatych przedmieść dużych miast. Jadąc nim po Konstancinie czy Podkowie Leśnej czujesz się jak w domu. Tu podobnych aut jest sporo. Nie są ostentacyjne, nie przyciągają wzroku. Mówią: jestem dobry, wygodny i swoje kosztuję, ale nie pragnę atencji.
Jedną rzecz bym wyrzucił
I tak jest w rzeczywistości. Ale czy chciałbym to XC40? Mam duży sentyment do Volvo, w aucie tej marki zapłaciłem pierwszy w życiu (i jeden z naprawdę niewielu) mandat za przekroczenie prędkości. Volvo zawsze jeździło mi się dobrze, wygodnie. Miały swoją stylistykę, prostą, elegancką, ale miejscami uroczo toporną. Dlatego pierwszą (i chyba jedyną) rzeczą, jaką miałem ochotę wyrzucić z tego auta, była kryształowa gałka zmiany biegów.
Na Odyna, to tu nie pasuje! W automacie nie trzeba tego czegoś na szczęście dotykać przesadnie często, ale to zostawia ślad w psychice. To nie jest ładne, to nie jest praktyczne, to jakiś kuriozalny przeszczep.
SUV jak jeżdżący fotel
Reszta jest całkiem w porządku. Jak to w Volvo, naprawdę trudno się do czegoś przyczepić. Ergonomia wnętrza jest boska, siedzenia wspaniale wygodne. Po odebraniu auta testowego wpakowałem się w gigantyczny korek. Na zewnątrz lało, szalała jakaś wichura. U mnie było cicho, spokojnie, bardzo wygodnie. Volvo otuliło mnie jak wygodny kocyk.
Nawet syn w foteliku z tyłu wydawał się jakiś wyciszony i spokojniejszy, niż zwykle. Chociaż podejrzewam, iż po rozłożeniu podłokietnika z podstawką ze środkowego siedzenia, kombinował jak się dobrać do bagażnika przez ten tzw. otwór na narty. Jego prawo.
Ale wracając do Volvo. Było trochę jak wygodny, beżowy fotel. Taki idealny dla emeryta. W sumie nie jestem młody, więc już taki fotel mam. Też jest szwedzki. Volvo XC40 to właśnie taki wygodny jeżdżący fotel. Spokojny, nieprowokujący do niczego. Wciśniesz gaz, przyspieszy. Nie za wolno, nie za szybko, tak w sam raz. Bez większej emocji. Jak gwałtownie pokręcisz kółkiem, to skręci w miarę szybko. Ale po co to robić? Lepiej poruszać się dostojnie. Spokojnie.
Takie jest też wnętrze. Pozbawione jakichś fajerwerków, tu nic cię nie gniecie, nie wkurza. Wszystko jest na swoim miejscu, zupełnie jak w dobrze urządzonym mieszkaniu. Zamiast butów Pumy możesz włożyć kapcie.
Czy to auto mi się podoba?
Sam nie wiem. Jest na swój sposób charakterystyczne. Jak nie jestem fanem SUV-ów, tak muszę przyznać, iż to się akurat pozytywnie wyróżnia z tłumu. Nie zastanawiasz się co to za marka. Wiesz, iż to Volvo.
Wiecie, co jest największą zaletą tego auta? Dba o dzieci, nie pozwala ich rozjeżdżać. Dba też o ładowaczy odpadów stałych i też nie pozwala ich trącać. Wiem to, bo musiałem zawrócić na terenie przedszkola. Mój testowy egzemplarz w pewnym momencie stanął dęba, zaczął błyskać różnymi rzeczami, a na ekranie pojawił się obraz idącego dziecka, otoczony czerwonym polem.
Był to kolega mojego syna, więc i tak nie planowałem mu nic zrobić. Byłem zresztą od niego daleko, dzieciak był jakieś 3 metry za samochodem. Przyznam, iż się trochę zdziwiłem, raczej pozytywnie. Z dzieciakami nigdy nic nie wiadomo, wiem, bo mam takiego.
I fajnie, iż systemy auta na bieżąco monitorują okolicę pod kątem stworzeń, które można byłoby przypadkiem skrzywdzić. Zaliczają się do nich również ładowacze odpadów. Drugi raz Volvo głośno krzyczało, gdy zobaczyło wyłaniającego się zza śmieciarki pana na wąskiej ulicy. Naprawdę duży plus. Na emeryturze, gdy moje zmysły będą już nieco przytępione, na pewno mi się to przyda.
Jako emeryt będę miał za to pewien problem z tzw. infotaimentem tego auta. Tak się zastanawiam: po co tu indukcyjna ładowarka, skoro do odpalenia Android Auto i tak trzeba się połączyć kablem? W sumie pierwsze, co robiłem po wejściu do środka, to podłączałem się kabelkiem. W tym całym systemie też nie poruszało mi się wygodnie i łatwo. Dziwne, bo przecież ekran ma ułatwiać życie, a paru opcji musiałem dłuuuugo szukać.
Z ciekawostek: w tej konsoli centralnej znajduje się niesamowicie pojemny schowek. On ma jakąś absurdalną pojemność, wygląda to tak, jakby ktoś zaplanował tam wiadro. To nie żart, ręka wchodzi do łokcia.
Moja dusza emeryta przygasła nieco, kiedy w ustawieniach znalazłem opcję offroadową. Ucieszyłem się, specjalnie pojechałem poza miasto, na najbardziej nierówną drogę, jaką znam. No i przyznam, iż wyszedłem na frajera. Bo tryb off-road nie robi praktycznie nic specjalnego. Tak naprawdę lekko zmiękcza zawieszenie (co i tak można ustawić) i zmiękcza układ kierowniczy (co i tak można włączyć osobno). Nazywanie trybem offroadowym ustawienia, które może minimalnie pomóc w jeździe na szutrze, to gruba przesada.
XC40 prowadzi się całkiem przyjemnie
To auto potrafi pojechać w miarę szybko, sprawnie przyspieszyć, aczkolwiek robi to dość leniwie, bo reakcja na gaz nie jest natychmiastowa. Układ kierowniczy też działa dość miękko. Jest poza tym całkiem spore i poruszanie się nim nie przesadnie wygodne w mieście, szczególnie na wąskich uliczkach ciasnych parkingach galerii handlowych. Idealnie jeździ się nim pod miastem i dlatego jest świetnym wyborem dla ludzi zamieszkałych nieco na uboczu, a od miasta trzymających się dalej.
Na trasie sprawuje się znakomicie, jest bardzo wygodne, ciche. Tempomat i układy wspomagania jazdy działają bardzo poprawnie, chociaż jak na mój gust nieco zbyt nerwowo. Czyli to auto hamuje nieco zbyt późno przed poprzedzającym samochodem, nieco zbyt mocno i mało płynnie potrafi szarpać kierownicą w celu wymuszenia jazdy dokładnie pomiędzy namalowanymi na drodze pasami ruchu. Mowa oczywiście o trybach półautonomicznych.
Co ciekawe, nie dopatrzyłem się tu za to systemów pilnujących kierowcy. Czyli auto nie krzyczy na ciebie, kiedy nie patrzysz na drogę albo, co gorsza, gapisz się w telefon. I sam nie wiem, czy to dobrze, czy źle.
Świetnie działa klimatyzacja, testowałem auto w okresie upałów, więc praktycznie nie chciałem z niego wysiadać. Świetnie dawała sobie radę. Ma też podgrzewaną szybę i kierownicę, więc zimą też będzie całkiem dobrze.
Zaletą jest zawieszenie. Jest komfortowe, miękkie, ale nie brakuje mu sprężystości, nie odcina kierowcy od asfaltu. Dobrze sprawuje się na nierównościach: nie daje odczuć, iż dziura w drodze jest głęboka, iż próg zwalniający ma rozmiary Mount Blanc. Człowiek nie lata w tym, a ucie nie uderza głową w sufit, nie wypadają mu plomby.
Który kupić?
XC40 dostępne jest w dwóch wersjach: B3 i B4. Są bliźniacze, różnią się tylko odrobinę rodzajem napędu. Dwulitrowy silnik benzynowy w B3 generuje moc 163 koni, w B4 - 197 koni. Wyższa wersja jest odrobinę zrywniejsza (7,6 sekundy do setki, a nie 8,6) dzięki wyższemu momentowi obrotowemu (300 Nm vs. 265 Nm). Ruszanie wspomaga 14-konny silnik elektryczny.
XC40 jest autem sporym i ciężkim. Waży ok. 1700 kilogramów, ale udaje mu się mieścić ze spalaniem poniżej 10 litrów. W mieście spali jakieś 8 litrów, poza miastem zejdzie choćby poniżej 7 litrów. Oczywiście przy spokojnej jeździe, ale do takiej zostało to auto stworzone.
Ile to kosztuje? Sporo, ale to jest kwestia bardzo subiektywna. Wersja B3 startuje z poziomu niecałych 177 tysięcy złotych, wersja B4 to wydatek przynajmniej 202 tysięcy. Auto testowe było nieźle doposażone, m.in. w szklany dach. Szczerze mówiąc, nigdy nie byłem fanem tego typu rozwiązań. Latem grzeje to w czachę, trudniej auto schłodzić. Można sobie otworzyć i zamknąć, ale po jakimś czasie to się nudzi.
Cena XC40 nie jest może przesadnie atrakcyjna, ale warto zapoznać się z listą wyposażenia. Jest naprawdę imponującą: w cenie auta mamy wiele rzeczy, za które inni żądają dopłaty. Kupując wersję podstawową, dostajesz świetnie wyposażone auto, a nie golasa z szybami na korbkę i radiem kasetowym. Czyli wygodnie dla emeryta, o ile stać go na wydanie 200 tysięcy na samochód.