Unia bierze się za autem z dieslem. Kontrolę mogą oblać nie tylko te z wyciętym filtrem DPF

6 godzin temu
Unia Europejska chce rozszerzyć zakres badań technicznych pojazdów pod kątem m.in. emisyjności. Martwić się powinni zwłaszcza kierowcy pojazdów z silnikami diesla. I to nie tylko ci, którzy wycięli filtr DPF, ale wszyscy. Dlaczego? Kontrole będą bardziej rygorystyczne i wiele aut może ich nie przejść.


Unia Europejska planuje zaktualizować przepisy dotyczące bezpieczniejszych dróg, mniejszego zanieczyszczenia powietrza i cyfrowych dokumentów pojazdów. Zostaną potem wdrożone do krajowych regulacji (zatem znając życie to kwestia lat, a nie miesięcy). W tym artykule interesuje nas najbardziej ten podpunkt:

"Nowe badania emisji: Wykrywanie pojazdów wysokoemisyjnych, w tym pojazdów poddanych manipulacji, przy użyciu zaawansowanych metod wykrywania cząstek ultradrobnych i NOx" – czytamy w zapowiedzi dyrektywy.

Zamysł jest godny pochwały, ale diabeł tkwi w szczegółach. Z jednej strony z dróg mogą zniknąć "kopciuchy" na czterech kółkach, które zatruwają powietrze, ale z drugiej strony rykoszetem oberwą też... praktycznie wszyscy posiadacze diesli.

Czym są filtry DPF w samochodach i po co się je usuwa?


DPF to skrót od Diesel Particulate Filter, czyli filtr cząstek stałych, który jest elementem układu wydechowego w samochodach z silnikiem diesla. Jego głównym zadaniem jest wychwytywanie i neutralizowanie szkodliwych dla zdrowia i środowiska cząstek sadzy. Powstają podczas spalania oleju napędowego.

Filtry DPF stały się obowiązkowym wyposażeniem większości nowych samochodów z silnikiem diesla od wprowadzenia normy emisji spalin Euro 5, czyli od 2009 roku. Jednak niektórzy producenci stosowali je już wcześniej.

Kierowcy czasem decydują się na wycięcie filtra cząstek stałych (jest to oczywiście nielegalne i zatruwa powietrze), bo ten "lubi się" zapychać, co wymusza jego serwisowanie (lub kosztowną wymianę), prowadzi do spadków mocy samochodu i przez to większego zużycia paliwa.

Jak Unia chce kontrolować filtry DPF w dieslach? Podobne testy już są prowadzone w Europie


Nowe unijne normy sprawią, iż nie tylko samochody z usuniętym DPF-em mogą nie przejść kontroli. Sprawdzane bowiem nie będzie tylko to, czy kierowca coś majstrował lub filtr krótko mówiąc: działa, jak na prostym badaniu technicznym. Bruksela chce mierzyć rzeczywistą sprawność filtra.

"Zatem obawy mogą mieć nie tylko osoby, które usunęły DPF, ale także ci, którzy mają ten filtr niesprawny, wypalony, zapchany. I tu uwaga - doświadczenia z państw europejskich, w których już stosuje się takie badania pokazują, iż od 5 do ok. 10 proc. samochodów z filtrem DPF nie jest w stanie przejść testu z wynikiem pozytywnym" –

informuje Marcin Łobodziński w artykule na autokult.pl.

Na razie nie wiadomo, jaka forma kontroli będzie wprowadzona w Polsce. Jednak właśnie we wspomniany sposób (analiza PM) sprawdza się od paru lat samochody w niektórych krajach UE (Niemcy, Belgia, Niderlandy). Autokult.pl zapewnia, iż nie ma w tym momencie żadnej innej metody kontroli filtra cząstek stałych.

Nowe przepisy będą kosztowne dla wszystkich... oprócz producentów sprzętu do kontroli. Koszt zakupu urządzenia do zliczania cząstek to choćby 60 tys. zł. Stacje kontroli pojazdów czeka więc spora inwestycja. Przez to ceny przeglądów też mogą mocno pójść w górę.

To jednak i tak mały wydatek przy koszcie napraw samochodów z silnikiem diesla lub wymiany filtrów DPF. Część kierowców będzie musiała pewnie sprzedać swoje auta na ropę, które nie przejdą badań i kupić nowe: już benzynowe. Jednak w przyszłości podobne kontrole cząstek stałych mogą objąć też i ten rodzaj pojazdów...

Idź do oryginalnego materiału