
Japończycy zwykle świetnie oceniają rynek i potrafią dopasować do niego odpowiednią ofertę produktową. Czasami jednak próbują być bardziej innowacyjni od całej reszty, co wiąże się z dużym ryzykiem – nie zawsze opłacalny. Ten model Toyoty jest tego „dobrym” przykładem. Z pewnością nie generuje takiego zainteresowania, jakiego chciałaby ta marka.
Próba wyznaczenia trendu
Opór tego producenta przed samochodami stricte akumulatorowymi był widoczny przez lata. Inżynierowie znali słabe strony takiej koncepcji napędowej, dlatego chcieli pójść inną drogą. I poszli. Może nie był to ślepy zaułek, ale wydeptali ścieżkę, którą niewielu chce podążać.
Toyoty zwykle sprzedają się bardzo dobrze, czego przykładem jest Polska. Firma z Kraju Kwitnącej Wiśni jest liderką naszego rynku i ma znaczącą przewagę przed Skodą, która zajmuje drugie miejsce. Mimo tego, ten samochód okazał się słabym pomysłem.
Nowa Toyota Mirai – tył, fot. ToyotaTo samochód elektryczny, ale taki, który nie posiada baterii trakcyjnej. Zastępuje ją zbiornik na paliwo. Nie jest to jednak „kopalna ciecz”, tylko wodór. I to zasadzie wyjaśnia, dlaczego model Mirai nie budzi pożądania.
Ta technologia może mieć przyszłość, ale w teraźniejszości nie jest konkurencyjna. Duże gabaryty, trudne transportowanie i magazynowanie wodoru oraz brak infrastruktury nie pozwalają na normalną eksploatację takich pojazdów. Mimo tego, producenci wciąż starają się rozwijać tę technologię, czego innym przykładem może być Hyundai.
Auto wodorowe Toyoty
Najnowszy Mirai jest naprawdę dużym samochodem, co potwierdzają liczby. Ma 4975 milimetrów długości, 1885 milimetrów szerokości i 1470 milimetrów wysokości. W tej kategorii przypomina Camry, choć ma nieco inne proporcje.
Mimo pokaźnego nadwozia, nie ma mowy o wyjątkowo przestronnym wnętrze. Tak naprawdę oferuje ono miejsce na poziomie Skody Octavii. Wszystko za sprawą zastosowanej technologii, która ogranicza kubaturę kabiny.
Nowa Toyota Mirai – profil, fot. ToyotaUkład wodorowy Toyoty generuje 182 konie mechaniczne i 300 niutonometrów. To pozwala na rozpędzanie do 100 km/h w 9 sekund. Dynamika jest zatem przyzwoita, ale nie na tyle, by mówić o wielkich korzyściach na tle zwykłych modeli elektrycznych.
Największym problemem jest jednak zużycie wodoru. Tak naprawdę żaden rezultat nie ma tu znaczenia, ponieważ liczba polskich stacji wodorowych mieści się na palcach jednej ręki. Działających może być jeszcze mniej.
Ile kosztuje wodorowy model Toyoty?
Regularny cennik otwiera kwota 318 900 zł. To bardzo duże pieniądze. Częściowym usprawiedliwieniem jest bogatsza wersja wyposażenia. Nieco tańsze konfiguracje zostały już wyprzedzane. Przynajmniej tak wynika z informacji na stronie producenta.
Nowa Toyota Mirai – przód, fot. ToyotaSprawdziliśmy jednak ogłoszenia na znanym serwisie i okazuje się, iż można dostać nowe sztuki za grubo poniżej ceny katalogowej. Jeden fabryczny egzemplarz jest wyceniany na 135 900 zł, co oznacza obniżkę o 183 000 zł względem normalnej oferty. Toyota Mirai w tej cenie posiada m.in.:
- system kamer 360 stopni
- indukcyjną ładowarkę
- podgrzewane siedziska kanapy
- podgrzewaną kierownicę
- 19-calowe felgi aluminiowe
- reflektory full LED
- nawigację
- dotykowy ekran multimedialny
- nagłośnienie JBL
Propozycja Toyoty wydaje się bardzo ciekawa, tym bardziej iż to naprawdę ekologiczne auto, które wytwarza jedynie parę wodną. Ponadto, zapewnia szybkie tankowanie, które stanowi dobrą alternatywę do ładowania. Ta technologia jest jednak jeszcze przesadnie skomplikowana i droga, by miała sens z perspektywy kierowcy, który ma duży wybór na rynku.

3 dni temu



![[Wideo] Mercedes-Benz eVito od BMG Goworowski „na służbie” u hodowcy pstrąga](https://www.moto3m.pl/wp-content/uploads/2025/12/Mercedes-eVito-scaled.jpg)










