Generalnie samochody urosły i przytyły. Epidemia otyłości nie oszczędziła także M3, której w dzisiejszym wydaniu znacznie bliżej jest do piekielnie mocnej limuzyny niż do toru wyścigowego. Ale BMW nie zaspało gruszek w popiele. gwałtownie zidentyfikowali oraz zasypali powstałą wyrwę w gamie modelowej.
Bawarczycy dali nam dwa nowe, genialne małe sportowe coupé – najpierw kultowe już 1M, a następnie M2. Czy najnowsze M2 typoszeregu G87 jest ich godnym następcą? Nie wiem, bo za kierownicą 1M ani poprzedniej generacji M2 nie siedziałem. Spędziłem jednak trochę czasu za kółkiem M3 E46, które można uznać za dziadka (albo choćby pradziadka) M2 G87. A jest to dziadek wyjątkowo żwawy i czadowy. To dobry punkt odniesienia, ale też wysoko postawiona poprzeczka.
Jak alarmują media, dzisiejsza młodzież jest na bakier ze sprawnością fizyczną i toczy ją epidemia otyłości. Nie inaczej jest w przypadku M2, więc przeskoczenie poprzeczki ustawionej przez dziadka może być nie lada wyczynem.
Teoretycznie M2 powinno łyknąć M3 E46 z gracją i łatwością niczym Armand Duplantis pokonujący kolejne rekordy świata w skoku o tyczce. W praktyce jednak publika i eksperci nie dowierzają w powodzenie tej misji ze względu na wagę pretendenta. Ale czy słusznie?
Tak, BMW M2 waży plus minus 1800 kg, tak jest szersze, wyższe, większe niż emki sprzed dwóch dekad, a E46 wygląda przy nim jak pudełko zapałek. ale nie zapominajmy, iż wypakowane jest po brzegi najnowszą technologią i osiągnięciami inżynieryjnymi ludzi, którzy motosport mają we krwi.
Lubię samochody, w których czuję się jak w domu od pierwszych chwil w fotelu. Auta, z którymi od razu się zrastasz i dają to przyjemne poczucie jedności człowieka z maszyną. Kierowca i bolid współpracują ze sobą, by stanąć na najwyższym stopniu podium. Powiecie, iż to delulu, ale przecież takie oderwane od rzeczywistości marzenia są wpisane w DNA samochodów sportowych.
Wszystkie BMW M Power, którymi dane było mi jeździć, spełniały powyższe standardy. Byłem bardzo ciekaw, czy i najmłodsze w tym zestawieniu M2 sprosta wyzwaniu. Ku mojej ogromnej euforii (ale i zaskoczeniu) M2 okazało się być nieodrodnym synem swych ojców. A mówiąc po ludzku: prowadzi się tak dobrze jak na emkę przystało.
Pierwsze co się rzuca w oczy po otwarciu drzwi to opcjonalne karbonowe fotele kubełkowe M. Siedzi się nisko, więc wsiadanie wymaga odrobiny gimnastyki, ale gdy już tylna część ciała opadnie w objęcia tych genialnych kubłów, zaczyna się magia. Aż chce się wykrzyczeć niczym Neo z Matrixa, podpięty do komputera: "umiem kung-fu", tylko chińską sztukę walki zastąpić niemiecką sztuką szybkiej jazdy.
Kokpit jest skupiony wokół kierowcy, co również skraca czas potrzebny na zaprzyjaźnienie się z autem. Układ kierowniczy jest precyzyjny, a reakcja na wciśnięcie gazu błyskawiczna. Spodziewałem się turbodziury, ale nic z tych rzeczy. Sześciocylindrowy rzędowy silnik M i dwie turbosprężarki zestrojone są perfekcyjnie niczym fortepiany na konkursie chopinowskim, a wprawny wirtuoz bez problemu zagra na tym zestawie każdą nutę czysto i z niepodrabialnym charakterem BMW M.
Trzylitrowy motor generuje 480 KM mocy i 550 Nm momentu obrotowego, a to wszystko przenosi wyłącznie na tylną oś ośmiobiegowa automatyczna skrzynia biegów M Steptronic z pomocą aktywnego mechanizmu różnicowego M. Jak mawia klasyk: "nie ma lipy". Nad tym, żeby ta bycza moc nie zerwała się z uwięzi w niedoświadczonych rękach, czuwa ultrasprawny system kontroli trakcji.
M Traction Control oferuje aż dziesięć stopni regulacji, zostawiając w rękach kierowcy decyzję gdzie postawić granicę szaleństwa. Tak się złożyło, iż spędzałem weekend na torze Słomczyn, kibicując mojemu kumplowi, który startuje w zawodach supermoto. Po pierwsze pozdrawiam Cię mistrzu, po drugie polecam wszystkim fanom motoryzacji taką rozrywkę, a po trzecie była to świetna okazja, żeby na zamkniętych drogach, w bezpiecznych warunkach sprawdzić ile prawdy jest w dość śmiałych deklaracjach Bawarczyków, iż M2 to maszyna do driftu.
BMW nie rzuca słów na wiatr. M2 daje się dość łatwo wprowadzić w poślizg i kontrolować choćby gdy na wprost patrzysz przez boczną szybę. Duża w tym zasługa M Traction Control, które ma kierowcę w opiece, aczkolwiek nie ingeruje gdy nie ma takiej potrzeby. choćby przy całkowicie wyłączonej kontroli trakcji M2 prowadzi się pewnie jak po sznurku. Po trochu dlatego, iż jest bardzo dobrze zbalansowanym autem, a po trochu dlatego, iż mam coś, co społeczeństwo nazywa zdrowym rozsądkiem i daleki byłem od testowania granic tej bestyjki.
Lukrem na tym ciastku są M Drift Analyser, czyli system, z którym odnajdziesz idealny kąt wychylenia w drifcie oraz system M TRACK do zabawy na torze. W różnych konfiguracjach napędu i układu jezdnego można się pogubić, ale i na to BMW znalazło sposób. Niemcy umieścili na kierownicy dwa czerwone przyciski – M1 i M2 – przypominające przełączniki z myśliwca. Możemy zapisać dwa zestawy preferowanych ustawień samochodu na różne okazje i włączać je jednym kliknięciem.
Za najsłabszą stronę M2 uważam jego wygląd. Gdy BMW zaprezentowało model G87 entuzjastów marki przeszedł grymas obrzydzenia z powodu dość kontrowersyjnego designu. Mimo wszystko, w odpowiedniej specyfikacji M2 może się podobać. Niestety egzemplarz, który testowałem, wyposażony był w pakiet karbonowych spojlerów, w tym dość duże tylne skrzydło. Dzieła dopełniały naklejki, mające nawiązywać chyba do wyścigowego dziedzictwa marki.
Czułem się w nim jak mały chłopiec, który wygrał w lotto i kupił sobie rzeczywistych rozmiarów matchboxa. Moim zdaniem wystarczyłoby cofnąć się o krok i zrezygnować z ospojlerowania i naklejek, aby M2 cieszyło oko, szczególnie w odlotowym limonkowym kolorze.
Ale nie jestem drobiazgowy i na moją ocenę nie wpłynęły dodatki, których można zwyczajnie nie zamawiać. To, iż ktoś polewa pizzę keczupem, nie oznacza przecież, iż sama pizza jest niesmaczna. A BMW M2 zdecydowanie jest daniem smacznym. Przypomina powrót po latach do ulubionego baru, w którym stołowaliście się na urlopie za dzieciaka. Niby wszystko się zmieniło, ale specjalność zakładu przez cały czas smakuje tak samo wybornie i przyjemnie łaskocze strunę nostalgii napiętą gdzieś głęboko w duszy.

 8 godzin temu
                                                    8 godzin temu
                    















