To nie będzie tekst dla żółtodziobów, którzy nigdy nie spali w kamperze. Taki poradnik już zrobiliśmy w naTemat, więc jeżeli swoją pierwszą podróż macie dopiero przed sobą, lepiej sprawdźcie, czego możecie się spodziewać.
Wyjazdy kamperem polubiłem kilka lat temu, kiedy pojechałem na Mazury małym Volkswagenem Caddy California. To była jednak tylko namiastka prawdziwego życia w trasie. Zrozumiałem to w momencie, gdy wsiadłem do tzw. dużej Californii, którą wróciłem rok później na ten sam mazurski kemping. To było kompletnie inne doświadczenie.
Volkswagen Grand California dla wielu osób jest kamperem... ostatecznym. Znajdziecie w nim chyba wszystko, co chcielibyście dostać w aucie do zamieszkania. Teraz miałem okazję sprawdzić wersję po liftingu, ale wybrałem się nad Bałtyk.
Na pierwszy rzut oka zobaczycie w niej Craftera, bo właśnie ten model od początku był "bazą" dla "dużej Californii". Ale wystarczy zerknąć na dach i od razu bliżej będzie do skojarzeń z czymś... do spania. Taki dość zgrabny, 6-metrowy busik.
Niektórzy mogą się zastanawiać, czy można tym jeździć z prawem jazdy kategorii B. Można, bo to wersja 600, której dopuszczalna masa całkowita nie przekracza 3,5 tony. Ale uwaga, dla wariantu 600 z napędem 4MOTION, czyli na cztery koła, DMC wynosi 3880 kg, więc wymagane jest prawo jazdy kategorii C.
W ofercie pozostało opcja 680, na którą też musicie mieć dodatkowe papiery. To już prawie 7-metrowe auto. Ale choćby ta podstawowa Grand California pozwala się poczuć jak w domu. To nie jest tylko Crafter, który udaje kampera.
Co się zmieniło w porównaniu ze starszą wersją? Na pewno deska rozdzielcza, która dostała design z najnowszych modeli Volkswagena. Nie ma już dźwigni zmiany biegów – przełącznik automatycznej przekładni zamontowano za kierownicą. Zniknął wbudowany ekran, którego miejsce zajął wielki, wystający "tablet".
Nie ma też gałek od klimatyzacji, wszystko obsługujemy dotykowo. Widać, iż Grand Californię dopadła cyfryzacja. Kierowca i pasażer z przodu mają sporo schowków i zakamarków na drobiazgi. Zabrakło jednak pomysłu na dodatkową większą półkę w miejscu tunelu środkowego.
I jeszcze jedna wada – tylna kanapa jest ustawiona zbyt pionowo, by podróżować na niej wygodnie. choćby na zdjęciu widać, iż to nie są siedzenia na długie trasy. To wymaga dopracowania, bo takie same były w starszej wersji.
Zanim przejdę do typowo kempingowych wrażeń, kilka słów o prowadzeniu auta. Bo przecież najpierw trzeba gdzieś dojechać, żeby w ogóle zacząć vanlife.
Grand California ma pod maską silnik 2.0 TDI o mocy 163 KM. Do tego 8-biegowa, automatyczna skrzynia biegów. Jedyny dodatek, który robi różnicę w cenie i użytkowaniu to wymieniony już wyżej napęd 4MOTION. W kosztach wychodzi to ponad 22 tys. zł drożej. Ale na razie zostawmy rozmowę o pieniądzach.
Ten kamper prowadzi się zaskakująco lekko. Trudno mi wskazać jakąś oczywistą wadę czy irytującą cechę z jazdy. Kilka lat temu chwaliłem, iż Volkswagen postarał się, by maksymalnie uprościć panowanie nad tym samochodem i nic się w tej kwestii nie zmieniło.
Kamera cofania, systemy asystujące, a do tego napęd, który jest wystarczająco zwinny. To wszystko pozwala momentami zapomnieć, iż prowadzimy busa! Złapałem się na tym kilka razy na drodze szybkiego ruchu. Ten VW nie jest żadną "zawalidrogą". A do tego potrafi być względnie oszczędny.
Przejechałem ponad 1000 km i średnie zużycie zatrzymało się w granicach 10-11 litrów. Przypominam, iż mówimy o dopakowanym wyposażeniem kamperze, z dwoma zbiornikami na czystą i szarą wodę. Moim zdaniem bardzo przyzwoity wynik.
No dobrze, zajeżdżacie w swoje wymarzone miejsce i chcecie się rozstawić. Bardzo pomaga w tym przeniesienie ważnych opcji na centralny ekran z przodu. Jedna z pierwszych funkcji, z której skorzystacie, to poziomowanie auta. Teraz jest banalnie proste i skuteczne.
Ale tych bajerów na ekranie jest więcej, każdy z nich prędzej czy później odkryjecie. I docenicie, iż znalazły się one w głównym systemie, którym można się bawić również w czasie jazdy.
Sercem tym wszystkich ustawień wcześniej był dotykowy panel, który zamontowano w środkowej części samochodu. Teraz wygląda on nieco inaczej i został uproszczony. Tylko niestety wygląda mniej estetycznie, bo otacza go zwykły czarny plastik. Niby drobnostka, jednak nie jest to stylistyczna zmiana na plus. Dopracowano za to szatę graficzną i prezentuje się to czytelnie.
Zobaczcie poniżej, w jakiej formie pokazują się najważniejsze dane. Co ważne: zupełnie zrezygnowano z jeszcze jednego dotykowego sterownika przy podłodze, którym regulowało się ogrzewanie. Teraz wszystko jest schowane pod jednym ekranem. Dobra zmiana.
Zrobię wyliczankę ze strony producenta, żeby nie pominąć kluczowych udogodnień, które da się znaleźć w Grand Californii. Lista i parametry dotyczą wersji 600, którą testowaliśmy.
Łóżko poprzeczne ze sprężynami talerzowymi w tylnej części kabiny (długość powierzchni do spania 1,93 m, szerokość 1,36 m)
Łóżko można unieść, by uzyskać dostęp do przestrzeni bagażowej
Wysuwane łóżko górne (szerokość 1,22 m, maks. długość 1,90 m / min. długość 1,60 m) z drabinką, lampką nocną i dużym oknem panoramicznym
Łazienka z prysznicem i toaletą
2-osobowa kanapa w jadalni
Moduł kuchenny z 2-palnikową kuchenką gazową i zlewozmywakiem ze stali nierdzewnej
Lodówko-zamrażarka o pojemności 70 l
Seryjny prysznic zewnętrzny z tyłu nadwozia
110-litrowy zbiornik na wodę w tylnej części nadwozia
Gazowe ogrzewanie wnętrza i wody
Cztery okna kempingowe z moskitierą i plisowaną roletą
Markiza 2,5 m x 3 m
Zajmę się tylko tym, co się zmieniło, albo co naprawdę wypadło genialnie. Już kiedyś napisałem, iż łóżko i cała przestrzeń sypialna z tyłu zasługuje na wyróżnienie. Trzeba być naprawdę rozpieszczonym, żeby tego nie docenić. choćby łóżko pod dachem jest względnie wygodne. Może nie przy moim wzroście 1,85 m, ale nie byłoby tragedii. No i rozkłada się je w kilkanaście sekund.
Kuchenka, z tyłu miejsce na dwie butle z gazem, obok poręczny zlew, z drugiej strony wysuwana lodówka z zamrażalnikiem. A za nami rozkładany stolik, który może być mini salonem lub jadalnią. Powiem wam, iż robienie śniadań w tym kamperze u nas było miłym rytuałem.
Wady, które znaleźliśmy w międzyczasie, to drobnostki. Przydałoby się więcej głębszych szafek, może jakaś dodatkowa wysuwana półka. Kilka rzeczy dałoby się poprawić, ale w wielu elementach z tego auta wyciśnięto maksymalne możliwości zagospodarowania przestrzeni.
Było wiele pytań o korzystanie z łazienki. Odsyłam więc do mojego poprzedniego testu Grand Californii, gdzie napisałem o tym więcej. Wizualnie po liftingu nic się nie zmieniło, bo kilka tam można było ulepszyć. Wiem jednak, iż użytkownicy tego kampera nie zawsze korzystają z WC czy prysznica, bo wolą zrobić tam sobie... dodatkową szafę na ubrania. I to też ma sens.
Te wszystkie bajery w Grand Californii przyciągają wzrok. Nie oszukujmy się, auto wygląda świetnie z zewnątrz, a kiedy ktoś zajrzy do środka, zobaczy coś bardzo kompaktowego i nowoczesnego. Luksus na kołach w takim wydaniu swoje kosztuje, ale wciąż mniej niż... kawalerka w Warszawie.
Za podstawową odmianę 600 zapłacicie prawie 392 tys. zł. Ta z napędem 4MOTION kosztuje dokładnie 413 280 zł. Dla opcji 680 ceny wynoszą odpowiednio: 398 520 zł oraz 418 200 zł.
Nie musiałem przekonywać się, iż lubię życie w tym aucie. Po liftingu mamy kilka zmian, które zagrały na plus, ale gdyby ich nie było... wciąż uwielbiałbym Grand Californię. All inclusive w tytule miało nie tylko przyciągnąć wasz wzrok, ale dać do zrozumienia, iż podróżowanie w kamperze daje poczucie kompletnej wolności. I tak, uważam, iż to o wiele ciekawszy styl urlopowania.
Spodoba się wam to wszystko pod warunkiem, iż zaakceptujecie oczywiste ograniczenia. Że naprawdę nie marzycie o pięciogwiazdkowym hotelu i drinkach przy basenie. jeżeli chociaż trochę macie w sobie żyłkę do odkrywania nowych zajawek, Grand California będzie świetnym towarzyszem. W parze z waszą partnerką / partnerem lub grupą znajomych. To pozytywnie zadziwiająco uniwersalny pojazd.
A jeżeli szukacie innych opcji na vanlife, poniżej macie linki, pod którymi znajdziecie też alternatywy dla Grand Californii.