To było moje czwarte podejście do Mazdy MX-5. I po raz kolejny przekonałem się, iż trudno znaleźć osobę, która wprost skrytykowałaby to auto. Jasne, nie każdy przyzna, iż taki "maluszek" jest dla niego. Ale dosłownie wszyscy doceniają jego urodę. Odczucia zza kierownicy czy bocznego fotela to jeszcze inna bajka.
Ostatnio jeździłem MX-5 jesienią ubiegłego roku. Było zimno, ale i tak otworzyłem dach, bo trafił mi się ostatni egzemplarz z silnikiem benzynowym 2.0 SkyActiv-G o mocy 184 KM. Niestety, Mazdy z takim napędem już nie kupicie. Czy jest czego żałować? I tak, i nie, ale o tym za chwilę.
Wabikiem MX-5 niezmiennie pozostaje design. Potwierdza się teoria, iż nie trzeba wielkich felg czy muskularnych kształtów, żeby na ulicy zrobić trochę wizualnego "szumu". Auto pięknie się starzeje, a każda poważniejsza zmiana stylistyczna byłaby kontrowersyjna – przynajmniej dla mnie. Pewnie nie jestem obiektywny, bo najchętniej zapisałbym się do fanklubu MX-5, ale coś czuję, iż podobnie myśli wielu wyznawców tego modelu.
Nasza testowa Mazda z nadwoziem "kabrio" ma niecałe cztery metry długości. Kiedy zaparkujecie nią obok SUV-a będzie wyglądać jak Hot Wheels do postawienia na biurku. Co nie oznacza, iż nie jest zadziorna, bo detale sprawiają, jakby... puszczała do nas oczko.
Ale design z zewnątrz to nic w porównaniu z tym, jaką dyskusję z waszą pasażerką lub pasażerem może wywołać wnętrze. Podam wam cztery teksty, które najczęściej słyszałem od osób, które ze mną jeździły.
"Ale czemu tu jest tak ciasno?!"
"Naprawdę nie ma schowka?!"
"No fajnie, ale daleko bym tak nie zajechała"
"Otwórz ten dach!"
To po kolei. Tak, w MX-5 jest ciasno i trzeba to zaakceptować, lub nie. Chociaż ja z moim wzrostem 1,85 m miałem za kierownicą jeszcze całkiem wygodną pozycję. To kwestia tego, iż jestem szczupły, bo zdaję sobie sprawę, iż wiele osób miałoby zupełnie inne wrażenie.
Siedzi się nisko, pozycja jest typowo sportowa. Piątym tekstem z mojej listy mogłoby być stwierdzenie, iż "szoruje się tyłkiem po asfalcie". Niezbyt ładne, ale trafne określenie, Zresztą, w tym tkwi cały sportowy urok MX-5.
Ta Mazda nie jest praktycznym autem, chociaż jak się ktoś uprze, może być uniwersalna. Z tym brakiem schowka to częściowo prawda, bo po stronie pasażera rzeczywiście nie znajdziecie go w tradycyjnym miejscu – tam go po prostu nie ma. Tak samo, jak kieszeni w drzwiach na jakieś drobiazgi. Skrytki są dwie – jedna pod podłokietnikiem, jednak zmieszczą się tam co najwyżej klucze. I druga za wami, pośrodku. Mały, zamykany schowek. Albo bardziej... "schoweczek".
Bagażnik? 130 litrów. Skromnie, chociaż dwie osoby dadzą radę zapakować się na weekendowy wypad. Wymaga to jednak sensownego planowania. Udało mi się zmieścić jedną dużą walizkę, a na górze położyłem plecak. Na zdjęciu poniżej widać, jak wygląda załadunek w wersji ostatecznej.
W MX-5 dla niektórych będzie klaustrofobicznie mało miejsca. Nie zgodzę się jednak, iż w tym aucie nie da się zająć wygodnej pozycji, żeby przejechać kilkaset kilometrów. W czasie mojego testu zrobiłem 200 km w jedną stronę bez narzekania na ból pleców. Naprawdę nie jest tak, iż w tym roadsterze siedzi się jak za karę. jeżeli ktoś szuka jednak typowo kanapowych wrażeń, to kompletnie nie ta półka.
A historia z dachem... jego otwieranie i zamykanie obsługuje się manualnie trzema ruchami. I trwa to dosłownie trzy sekundy. Pokażę wam jedno zdjęcie ze złożonym dachem, czyli w wersji, w której raczej nie będziecie chcieli jeździć. Dopiero bez niego dzieje się cała magia.
Najbardziej w tym teście bałem się tylko jednego. Jak jeździ MX-5 z silnikiem o pojemności 1.5 litra? Ze 184 KM mocy, którymi cieszyłem się w poprzedniej wersji Mazdy, zostało 132 KM. Różnica na papierze wydaje się znacząca i trudno też oszukiwać rzeczywistość.
MX-5 to teraz nieco... opiłowany roadster. Z dwulitrową jednostką sprint do setki zajmował 6,5 sekundy. Teraz mamy dokładnie 8,3 s. W tym samochodzie to nie jest najważniejsze, ale dzisiaj trudno mi już stwierdzić, iż ten roadster jest piekielnie zwinnym gokartem. Jest dynamiczny i lekki, bo wciąż waży zaledwie nieco ponad tonę.
Ale zanim zaczniemy mocniej kręcić nosem, warto coś przypomnieć. Pierwsza generacja oryginalnie miała pod maską silnik 1.6 o mocy 117 KM. Za to w drugiej generacji była w ofercie choćby jednostka 1.8 (140 KM). To nowe 1.5 to tak naprawdę stara koncepcja, która już kiedyś była w ofercie, ale nie cieszyła się dużym zainteresowaniem. Wróciła jako jedyna możliwa opcja. Dlaczego? To dłuższa historia z pilnowaniem restrykcji "eko". Mazda chciała być fair w pewnych detalach dotyczących normy emisji CO2. Stąd ta cała rewolucja.
Osiągi w MX-5 nigdy nie były kluczowe, a zmiana silnika przyniosła nam też niespodziankę. To auto stało się bardzo oszczędne, co gwałtownie wyszło w mojej trasie. Zerknijcie na te piękne, analogowe zegary i średnie zużycie z połowy mojego testu.
5,7 litra to i tak sporo, bo na ekspresówce łatwo zszedłem poniżej 5,5 l. W mieście wyszło jakieś 7,5 l. Wymarzony scenariusz, to wyjazd w dłuższą podróż, kiedy spalanie poniżej "szóstki" jest normą. Ostatnie, o czym wtedy myślicie, to planowanie zjazdów na tankowanie, bo zbiornik paliwa ma przyzwoite 45 l pojemności.
W dyskusji o tym, co pod maską, nie zapomnijmy o najważniejszym. MX-5 to samochód, który kusi emocjami i przygodą. To nie jest PR-owy bełkot, tylko kawał historii, którą piszą ludzie zakochani w tym roadsterze. Okej, Mazda jest teraz wolniejsza, może grzeczniejsza, może ma bardziej przewidywalną otoczkę. Ale zawsze chodziło głównie o wiatr we włosach i łapanie chwil. Tu nic się nie zmieniło – na szczęście!
Auto bajecznie skręca. 6-biegowa manualna skrzynia idealnie do niego pasuje. Zawieszenie przywołuje skojarzenia z ostrzejszą jazdą, ale też bez przesady. Mazdą da się przejechać choćby po dziurawej drodze, chociaż wiadomo, iż trzeba zrobić to ostrożnie. To nie jest ten poziom wyczynowych ustawień, iż trzeba od razu zapisywać się do ortopedy z bólem kręgosłupa. Ten samochód może być bardzo uniwersalny, oczywiście jeżeli przymkniemy oko na pojemność bagażnika i brak tylnej kanapy.
Mazda pozostaje też samochodem bezkonkurencyjnym. Ceny naszej wersji roadster zaczynają się od 140 900 zł. W odmianie RF trzeba zapłacić 10 tys. zł więcej. Za te pieniądze nie znajdziecie na rynku nic podobnego. BMW Z4 jest większe i droższe. A Mercedes SL to kompletnie inna liga.
MX-5 jest wciąż... TĄ MX-5, której plakaty zawieszałbym nad łóżkiem, którą jeździłbym bez celu po mieście, albo gdzieś po wybrzeżu czy w górach, szukając najlepszego widoku na zachód słońca. Doceniajmy, choćby w opcji okrojonej z mocy, bo finalnie to nie ma większego znaczenia.
Więcej relacji zza kierownicy innych ciekawych aut znajdziesz na moich profilach Szerokim Łukiem na Facebooku, Instagramie oraz TikToku.