
To jeden z najbardziej rozpoznawalnych modeli niemieckiej marki. Mimo tego, nie jest częstym widokiem na polskich drogach. Niewykluczone, iż niedługo zasłuży na status youngtimera. To sportowe auto premium, które wciąż robi duże wrażenie. Czy warto je kupić? Wszystko zależy od konkretnego egzemplarza.
Marka z Ingolstadt ma bogate portfolio, ale zaczyna w nim brakować klasycznych coupe. Prezentowany model oferował takie nadwozie, ale rok temu zjechała z taśm produkcyjnych jego ostatnia sztuka – i nic nie wskazuje na to, by doczekał się następcy zachowującego tę koncepcję.
Sportowe auto premium
To wszystko sprawia, iż kupno tego modelu ogranicza się do rynku wtórnego. Niestety, podaż nie jest tak duża, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Zacznijmy jednak od zdradzenia, o jaki model chodzi.
Bohaterem tego materiału jest Audi TT. To jeden z nielicznych modeli, który może pochwalić się unikatową sylwetką. Praktycznie żaden inny samochód nie dysponuje takimi proporcjami. Dzięki temu, niemieckie coupe ma swój indywidualny sznyt i może się podobać.

Przypomnijmy, iż ostatnia generacja była produkowana od 2014 roku. To oznacza, iż wytwarzano ją przez dekadę. Najstarsze egzemplarze można mieć w rozsądnych pieniądzach, co nie oznacza, iż to najtańsza propozycja w tym segmencie. Wręcz przeciwnie.
Należy jednak zaznaczyć, iż utrzymywanie wartości przyda się także kolejnemu nabywcy. To jeszcze nie jest czas na „odzyskiwanie ceny”, ale z pewnością dobry momenty, by kupić to auto i utrzymać je we adekwatnym stanie.
Udany design
Ostatnie wcielenie Audi TT wciąż wygląda bardzo dobrze. Tak naprawdę mogłoby zostać ujawnione dzisiaj i nikt nie kręciłby nosem na jego stylistykę. Projektanci wykonali kawał dobrej roboty stawiając na ewolucję zamiast rewolucji.
Pas przedni z wąskimi reflektorami i szerokim grillem jest zadziorny i minimalistyczny zarazem. Maska jest bardzo długa i ma nietypowe wcięcie nad błotnikiem. Linia boczna ujawnia też wyraźnie opadającą linię dachu, która płynnie przechodzi w tylną szybę.

Tył samochodu utrzymał charakterystyczne obłości znane z protoplasty. Wzbogacono je nowoczesnymi lampami LED i zgrabnie wkomponowanymi końcówkami układu wydechowego. Przyjemnym detalem jest także aluminiowy korek wlewu paliwa, który osadzono nad prawym błotnikiem.
W tym miejscu warto również wspomnieć o wymiarach TT. Sportowe auto premium z Ingolstadt ma 4178 milimetrów długości, 1842 milimetry szerokości i zaledwie 1352 milimetry wysokości. Jest więc bardzo niskie, a przy tym szerokie. Jego rozstaw osi to 2468 milimetrów.
Szeroki wybór napędów
Audi TT było dostępne w przeróżnych konfiguracjach. Podstawę stanowił silnik 1.8 TSI, który wytwarzał 160-180 koni mechanicznych i 250 niutonometrów. Alternatywą dla niego mogły być jednostki 2.0 FSI (200 koni mechanicznych, 280 niutonometrów) i 2.0 TFSI (211 koni mechanicznych, 350 niutonometrów) – wszystkie z przednim napędem.
W ofercie był także diesel 2.0 TDI, który oferował 170 koni mechanicznych i 350 niutonometrów. Co ciekawe, zintegrowano go z napędem quattro. Sportowe auto premium niemieckiej marki było też dostępne w bardziej rasowych wydaniach. Tym pierwszym był 272-konny wariant TTS na bazie jednostki 2.0 TFSI z napędem na obie osie.

Na szczycie oferty znajdowała się wersja TT RS, która została oparta na legendarnym, pięciocylindrowym silniku TFSI o pojemności 2,5 litra. Mógł on wytwarzać 340-360 koni mechanicznych i 450-465 niutonometrów. Standardem były napęd na obie osie i automat.
Najgorzej przyspieszająca wersja, czyli 2.0 TDI, osiągała setkę w 7,5 sekundy i rozpędzała się do 247 km/h. Nie ma więc mowy o rozczarowaniu. Z kolei najmocniejsza, TT RS Plus s tronic, rozwijała 100 km/h w zaledwie 4,1 sekundy i potrafiła osiągać 280 km/h.
Sportowe auto premium z drugiej ręki
Teoretycznie, na polskich portalach można znaleźć ponad 100 ogłoszeń z tym modelem. jeżeli jednak chcemy znaleźć ostatnią generację z bezwypadkową historią, to ta liczba maleje do zaledwie kilkunastu. To też pokazuje, iż podaż jest bardzo mała.
Bardzo trudno o sztukę z Polski. jeżeli już uda się ją znaleźć, to zwykle jej cena przekracza 100 tysięcy złotych. Sprowadzone auta, które nie mają za sobą kolizji i napraw blacharskich startują od około 80 tysięcy złotych.

W tym przypadku nie należy wykluczać aut z szeroko pojętego „Zachodu”. I nie chodzi jedynie o skromną podaż, ale też charakter modelu. Z pewnością nie był on użytkowany przez firmy i floty, dlatego możliwe są egzemplarze z akceptowalnymi przebiegami.
Którą wersję poszukiwać? Co ciekawe, każda jest na swój sposób dobrym wyborem. Podstawowe benzyniaki nie będą generowały dużych kosztów eksploatacji. To samo można powiedzieć o dwulitrowym dieslu. Z kolei wersje benzynowe z napędem quattro będą wolniej tracić na wartości.
Czasami można znaleźć limitowane edycje specjalne. I one są zdecydowanie najbardziej pożądane przez klientów. Trzeba jednak uczciwie przyznać, iż zwykle sprzedawane są pocztą pantoflową, bo nietrudno o znalezienie kupca.