Przestaje rozumieć hejterów elektrycznego ścigania. Formuła E to prawdziwy sztos

3 tygodni temu
Nigdy nie spodziewałbym się tego, iż swój pierwszy wyścig Formuły E obejrzę z garażu jednej ze startujących ekip. W dodatku ekipy, która prezentuje wysoki poziom i co sezon bije się o mistrzostwo. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak chętnie rano wstałem jak w piątkowy poranek na samolot do Berlina. Formuła E to seria elektryczna, innowacyjna i ultranowoczesna. Nie będę ukrywał, iż wciągnęła mnie błyskawicznie, ale o szczegółach tego doświadczenia przeczytacie w mojej relacji.


W dniach 11-13 lipca 2025 roku znalazłem się na legendarnym lotnisku Tempelhof w Berlinie jako gość teamu DS PENSKE. Obserwowałem z bliska cały zespół, miałem dostęp do padoku, garaży i sesji treningowych. Na miejscu spotkałem dziennikarzy z całego świata. Wszyscy przyjechaliśmy, by zobaczyć z bliska, jak wygląda ściganie się elektrycznymi bolidami na najwyższym poziomie.

Większość to weterani, którzy od lat śledzą zmagania najlepszych zespołów na świecie. Moim zadaniem przede wszystkim było sprawdzenie, czy Formuła E rzeczywiście zasługuje na miejsce obok legend motorsportu. To moja relacja z toru i z pierwszej osobistej konfrontacji z nowym światem wyścigów.

Deszczowa adrenalina i lotniskowy beton


Na wyścig w Tempelhofie dotarłem w piątek z samego rana, lot z Warszawy do Berlina, szybki transfer i... deszcz. Ten deszcz towarzyszył nam przez cały weekend, wyznaczając rytm wszystkiemu: rozmowom, przygotowaniom, samym wyścigom. Nie była to jednak mała kapryśna mżawka.

Deszcz padał nieustannie z różnym natężeniem. Raz po raz zmieniał warunki torowe i prowokował zespoły do nieustannego reagowania. To był moment, w którym wiedziałem, iż nie będzie to zwykły weekend, tylko czekają nas wielkie emocje związane z deszczową aurą.

Tempelhof to historyczne lotnisko, symbol zimnej wojny i amerykańskiego mostu powietrznego okazał się miejscem idealnym do ścigania. Brutalistyczna architektura, surowy beton, stojący na płycie zabytkowy samolot pasażerski, wokół którego kręciły się bolidy. To wszystko tworzyło surrealistyczną atmosferę.

Całość miała złożyć się na fantastyczne widowisko. Wszystkich martwił tylko ciągle padający deszcz. Wiem, iż powtarzam się z tym deszczem, ale naprawdę towarzyszył on nam od lotniska w Berlinie do… lotniska w Berlinie jak wracaliśmy.

DS PENSKE od kuchni – serce zespołu


Zaproszenie na to wydarzenie otrzymałem dzięki polskiemu oddziałowi DS. Od początku wiedziałem, iż będę kibicował: zespołowi DS PENSKE, w którego barwach ścigają się francuz Jean-Éric Vergne (dwukrotny mistrz Formuły E) i niemiec Maximilian Günther. To właśnie z nimi miałem okazję spędzić najwięcej czasu i zobaczyć wszystko od środka, bliżej mieli już tylko kierowcy i mechanicy.

Dzięki akredytacji medialnej i obecności jako gość teamu mogłem wejść do garaży, uczestniczyć w briefingu, przejść się prostą startową tuż przed samym wyścigiem. Sesje treningowe obserwowałem z poziomu garażu dosłownie na wyciągnięcie ręki od inżynierów wyścigowych i samych bolidów.

Widziałem przygotowania do startu, nerwowe reakcje po każdym zjeździe bolidu, a także momenty odpoczynku i napięcia. Tego drugiego było zdecydowanie dużo więcej.

To, co mnie uderzyło, to absolutny profesjonalizm. Każdy wie, co ma robić. Nie ma przypadków, nie ma "może się uda". Cała ekipa działa jak precyzyjny mechanizm. W końcu chodzi nie tylko o wynik, ale także o bezpieczeństwo kierowców. Jest motorsport w czystej postaci, technologiczny, dynamiczny, ekstremalnie wymagający. A sam bolid DS PENSKE?

Wygląda obłędnie i mówię to z pełnym przekonaniem. Jego czarno-złote malowanie to dzieło sztuki i nie dziwię się, iż mówi się o nim jako o inspiracji dla najnowszego hitu kinowego F1 z Bradem Pittem w roli głównej.

Spotkanie z kierowcami DS PENSKE


Miałem okazję porozmawiać z oboma kierowcami zespołu, czyli Jean-Ériciem Vergne’em i Maximilianem Güntherem. Z Jeanem chwilę rozmawialiśmy pod parasolem przed garażem, ale oczywiście złapał nas deszcz.

Dłuższą rozmowę udało się przeprowadzić z Güntherem w samym środku garażu, gdzie schroniliśmy się przed ulewą. Kierowcy DS PENSKE to bez wątpienia czołówka. Natomiast nie ma co ukrywać, iż są idealnie przeszkoleni jeżeli chodzi o kontakt z mediami. Nie ma w ogóle improwizacji, wyuczone formułki. Takie pytania udało mi się zadać Maxowi.

Albert Długoszewski: Kierowcy trafiają do Formuły E z bardzo różnych serii. Ty przeszedłeś trochę inną drogę. Jaka ścieżka Twoim zdaniem najlepiej przygotowuje do ścigania się tutaj?

Maximilian Günther: Najlepiej odnajdują się ci, którzy przychodzą z bolidów jednomiejscowych. Bo Formuła E to przez cały czas wyścigi w takim formacie, precyzja prowadzenia, aerodynamika, to wszystko ma ogromne znaczenie. Samochody są coraz bardziej wrażliwe, a Gen4 będzie jeszcze bardziej zaawansowany niż to, czym jeździmy dziś. Ja przeszedłem klasyczną ścieżkę: F3, F2 i dopiero potem Formuła E. Myślę, iż wielu młodych kierowców też będzie tak szło. Ale trzeba być elastycznym, można też przyjść z WEC czy F1 i odnaleźć się w tych autach.

Albert Długoszewski: Pamiętasz swój pierwszy kontakt z Formułą E? Co było najtrudniejsze do przystosowania się?

Maximilian Günther: Wszyscy mówią o zarządzaniu energią i słusznie, ale dla mnie największym szokiem była sama procedura startu. Pamiętam wyścig w Rijadzie: stoisz na polach, nie ma okrążenia formującego, nie ma ryku silników. Światła zapalają się i gasną i już, startujesz. Z zera do stu w sekundę. To walka łokieć w łokieć, pełna adrenaliny. To było jak uderzenie systemowe. Teraz jestem do tego przyzwyczajony, ale wtedy… to był prawdziwy szok.

W tym miejscu bardzo chciałbym podziękować Nathalie, naszej francuskiej przewodniczce, która opiekowała się nami cały weekend tak, żebyśmy mogli dotknąć Formuły E najbardziej jak tylko się da. Nathalie przetłumaczę ten tekst zgodnie z naszymi ustaleniami więc serdecznie Cię pozdrawiam.

Telebimy i chaos, czyli jak się ogląda Formułę E?


Widziałem Formułę 1 w telewizji i na YouTube. Ale dopiero tutaj zrozumiałem, iż Formuła E to inna liga, jest bardziej intensywna, gęsta od zdarzeń, mniej przewidywalna. Prędkości może niższe, ale liczba wyprzedzeń czy tempo zmian? Tutaj naprawdę dzieje się non stop. Jak powiedział mi dyrektor wyścigu Marek Hanaczewski jest to choćby 200 manewrów wyprzedzania w jednym wyścigu!

Pro tip: telebimy to Twój najlepszy przyjaciel. Na prostej startowej widzisz bolidy przez kilka sekund. Ale dopiero patrząc na ekran, możesz zrozumieć, co się dzieje. Boosty, zmiany strategii, rekuperacja, zarządzanie energią, to wszystko ma znaczenie i zmienia wynik w mgnieniu oka.

Wyniki zmieniają się z sekundy na sekundę


Oba wyścigi na Tempelhof wygrały bolidy Jaguara. Widać znaleźli patent na Berlińskie lotnisko. Niestety pierwszy wyścig nie był szczęśliwy dla DS PENSKE, Jean musiał się wycofać, a Max dojechał na siódmym miejscu. W sobotnim wyścigu podium prezentowało się tak:

Wyścig 1 – Sobota:


W niedzielę, choć już niestety nie miałem okazji być na miejscu, to śledziłem przebieg na żywo w telewizji. To właśnie w drugim wyścigu Jean-Éric Vergne po niesamowitym awansie o kilkanaście pozycji z tyłu stawki finalnie znalazł się na podium.

Wyścig 2 – Niedziela:


W niedzielę poznaliśmy również mistrza sezonu 2024/2025 – został nim Oliver Rowland z teamu Nissan. Miał już taką przewagę punktową, iż na ostatni weekend do Londynu z kompletnie bezpieczną przewagą.

Dlaczego Formuła E to przyszłości motoryzacji


DS Automobiles nie traktuje Formuły E jako sportowej zabawki. Dla tej marki to prawdziwe laboratorium technologii. Każdy wyścig to testy w warunkach ekstremalnych, skrajne przyspieszenia, ciągła optymalizacja systemów rekuperacji, precyzyjne zarządzanie temperaturą baterii. To tutaj rodzą się innowacje, które potem trafiają do samochodów drogowych. I nie jest to tylko czcze gadanie, ale motorsport naprawdę testuje technologie, które wyznaczają standardy w konstruowaniu aut na lata.

W Gen4, czyli czwartej generacji bolidów zobaczymy rozwiązania, które za chwilę trafią do aut klasy DS 7 czy DS E-TENSE. Obecność w wyścigach to nie marketing jest to inwestycja w technologiczną przewagę, która przekłada się na liczbę sprzedanych aut. Wszystko jest przemyślane kilka kroków wprzód.

Od laika do fana - mój zwrot o 180 stopni


Przyznaję to otwarcie jechałem na Tempelhof jako laik. Nie znałem zasad, nie znałem zespołów, nie wiedziałem czego mogę się spodziewać po całej serii. Ale co się dzieje dziś? Obserwuję wszystkie kanały społecznościowe Formuły E, śledzę team DS PENSKE, zapisałem się do kanałów nadawczych. Jestem na pokładzie. Nic tylko się ścigać!

Formuła E nie potrzebuje ryku silników, by wzbudzić emocje. Nie musi przypominać F1, by być wielkim widowiskiem. To nowoczesny motorsport pełen strategii, napięcia i błyskotliwych manewrów. I jestem przekonany, iż to dopiero początek. A tak już poza wszystkim to team DS PENSKE zyskał nowego fana.

Idź do oryginalnego materiału