Nowy Meksyk. Hyundai Santa Fe Hybrid – test

15 godzin temu

Nazwa samochodu musi być łatwa do wymówienia i zapamiętania, dobrze brzmieć i przyjemnie się kojarzyć. Mamy więc całą bogatą paletę różnych, mnie lub bardziej wymyślnych, nazw. Od prostej numeracji, poprzez słowa wygenerowane w głowach marketingowców (albo sztucznej inteligencji, kto wie), aż do zwierzątek, roślin czy nazw geograficznych. dla wszystkich coś miłego.

Santa Fe czyli stolica stanu Nowy Meksyk

Stolica stanu Nowy Meksyk, miasto Santa Fe, kojarzy się głównie z licznymi zabytkami z czasów kolonialnych. Na pewno natomiast trudno tu o skojarzenia z samochodami, a już na pewno z Koreą, nieważne, Południową czy Północną. Czemu więc w Hyundaiu wpadli na pomysł nazwania SUV-a mianem amerykańskiego miasta? Odpowiedź może być tylko jedna – ten model od początku planowany był na rynek amerykański, choć, oczywiście, sprzedawany jest na wielu innych rynkach. U nas to zawsze był największy SUV w ofercie Hyundaia, w USA to zaledwie „mid-size” – pełnowymiarowym SUV-em jest tam ogromny Palisade.

Piąta generacja Hyundaia Santa Fe

Dzisiaj, po ćwierć wieku obecności na rynku, mamy już piątą generację Santa Fe. To przez cały czas duży SUV, ale tym razem Koreańczycy poszli po bandzie i zaprojektowali samochód zupełnie inny od poprzednika. Dzisiejszy Santa Fe jest bardzo kanciasty, trochę w stylu Land Rovera Defendera. Ale ja mam inne skojarzenie – to trochę takie wielkie, podwyższone kombi o klasycznej, złożonej głównie z prostych linii, sylwetce kultowej „cegły” Volvo 240 lub 740.

5, 6 czy 7 miejsc?

Można więc być pewnym, iż przy długości 4,83 metra miejsca w środku nie zabraknie. I to niezależnie od liczby miejsc, bo Santa Fe może mieć 5,6 lub 7 siedzeń. Poziomów wyposażenia też jest kilka, jest więc w czym wybierać. Z jednym wyjątkiem – wariant sześcioosobowy, z dwoma luksusowymi fotelami w środkowym rzędzie, jest zarezerwowany dla najdroższej wersji Calligraphy.

Samochód testowy ma pięć miejsc, w związku z tym bagażnik jest duży (711 litrów). Dość wysoko położona podłoga odbiera nieco miejsca, ale to wina hybrydowego napędu AWD – musiało się znaleźć miejsce na baterię. Jednak pod częścią podłogi pozostało spory schowek na różne rzeczy (na przykład zapasową butelkę płynu do spryskiwaczy), a po złożeniu oparć tylnych siedzeń uzyskujemy płaską powierzchnię.

Komfort

Kanapa jest oczywiście dzielona i przesuwana – po złożeniu oparcia mamy ponad 2000 litrów pojemności, można się więc spokojnie położyć. Zresztą przy rozstawie osi 2,81 metra miejsca dla pasażerów raczej nie zabraknie choćby po przesunięciu kanapy do przodu. Ta funkcja przydaje się bardziej oczywiście przy siedmiu miejscach, przy pięciu po prostu nie ma takiej potrzeby. W środkowym tunelu jest szuflada, a schowek w podłokietniku można otwierać od przodu, ale i od tyłu, czyli pasażerowie tylnej kanapy też mają do niego dostęp. Dobry pomysł, choć może wywoływać drobne konflikty…

Po kilku tygodniach jeżdżenia samochodami w zaawansowanym stadium „ekranozy” za kierownicą Santa Fe poczułem się… normalnie. Owszem, jest nowocześnie, są ekrany, ale sterowanie podstawowymi funkcjami jest tradycyjne, czyli mamy pokrętła i przyciski. To świadoma polityka szefostwa marki, które zapowiedziało, iż w żadnym Hyundaiu nie będzie sterowania wyłącznie przez ekran. Kierownica, zresztą też normalna, czyli okrągła, ma duży zakres regulacji (elektrycznej), podobnie jak bardzo wygodne i świetnie wyprofilowane fotele. Zajęcie wygodnej, bezpiecznej i choćby lekko relaksacyjnej pozycji za kierownicą chwilę trwa, ale po znalezieniu tej adekwatnej (i jej zapamiętaniu) jest naprawdę rewelacyjnie.

Hyundai dobrze rozwiązał też kwestię uwolnienia tunelu środkowego i przeniesienia zmiany biegów pod kierownicę. Przełącznik z prawej strony jest na tyle nisko, iż bez problemu mieści się normalna dźwignia wycieraczek. Naprawdę od pewnego czasu w Hyundaiach nie ma żadnych problemów z ergonomią – choć w starszych modelach się zdarzały. Tutaj Koreańczycy odrobili lekcje i mogą być wzorem dla konstruktorów chińskich, którym nowoczesność kojarzy się wyłącznie z ogromnymi ekranami i skomplikowanym menu.

Multimedia

W Santa Fe menu jest owszem, też rozbudowane, ale przejrzyste i logicznie pogrupowane. Czytelne są też cyfrowe wskaźniki, choć nie trzeba na nie zbyt często spoglądać – standardowo w samochodzie jest head-up display. Warto też odnotować, iż Hyundai ewidentnie pozycjonuje ten model raczej wysoko – charakterystycznych twardych plastików z recyklingu jest tu naprawdę niewiele.

Napęd

Niewielki jest natomiast wybór jednostek napędowych – może być hybryda z napędem na przód albo AWD. Tylko z AWD natomiast występuje ta sama hybryda, ale jako plug-in. Samochód testowy to zwykła hybryda AWD, czyli znana z innych modeli jednostka 1.6 T-GDI wspomagana silnikiem elektrycznym. Łączna moc systemowa układu to 215 KM, a moment 367 Nm. Z pozoru wydaje się, iż dla ważącego prawie dwie tony wielkiego SUV-a to trochę mało.

Zużycie paliwa

Fakt, Santa Fe sprinterem nie jest, ale mimo sporej masy potrafi być oszczędny. Średnie zużycie z ponad 700 km w różnych warunkach to 6,3 litra, czyli choćby mniej, niż podaje producent. W mieście pozostało lepiej – można bez problemu zejść poniżej sześciu litrów. Kluczem jest tutaj włączenie trybu Eco i inteligentnej rekuperacji. Obawiałem się, iż będzie gorzej. Ale też Santa Fe to maksimum możliwości tego zespołu napędowego, bo już wielki van, czyli Staria (nasz test tutaj), to dla niego za dużo.

Czy warto?

Santa Fe nie jest samochodem, który można łatwo ukryć – rzuca się w oczy, a taka demonstracja musi mieć swoją cenę. Najtańsza wersja Smart promocyjnie kosztuje 195 tysięcy, ale wątpię, by ktoś ją kupował. Tu już trzeba wydać więcej – i można, bo każda z lepiej wyposażonych wersji (Executive i Platinum) to minimum 250 tysięcy. Najdroższa, sześcioosobowa Calligraphy startuje z okolic 280 tysięcy, a jako plug-in dochodzi do równych 300. To już są kwoty, przy których jest w czym wybierać. Ale Santa Fe jest, przede wszystkim, inny. Nie oferuje mniej niż europejska czy japońska konkurencja, daje jednak poczucie wyróżniania się z tłumu bardzo podobnych do siebie SUV-ów. I za to warto zapłacić.

Tekst: Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak

Pozostałe testy tutaj

Jeśli podoba Ci się Overdrive i to co robimy, to będzie nam miło jeżeli będziesz nas wspierać za pośrednictwem PATRONITE. Poza naszą wdzięcznością uzyskasz dostęp do dodatkowych materiałów i atrakcji.

Idź do oryginalnego materiału